Obserwatorzy

poniedziałek, 2 lipca 2012

Uwaga!

       Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia, ale ta histroria po prostu mi się znudziła. Wiem, żę niektórym z was nie i bardzo przepraszam, ale na jakiś czas przestaję tutaj cokolwiek pisać. Założyłam za to nowego bloga i jestem w trakcie pisania prologu. Tak więc jeżeli moje pisanie się komuś spodobało może nadal czytać mnie na
http://calamity-adrianna.blogspot.com

XOXO, Adrianna     

piątek, 4 maja 2012

Rozdział 5

       Zaczęłam się krztusić i usiadłam. Nathan trzymał mnie z zatroskaną miną. Rozejrzałam się i prawie krzyknęłam. Byliśmy na samym skraju dachu, jeden krok w tamtą stronę i spadlibyśmy 4 piętra.
       - Jak się czujesz? - Spytał Nathan wciąż nie wypuszczając mnie ze swoich ramion.
       - Trochę mi słabo...
       - Nie powinnaś używać mocy w ten sposób. Jeszcze nie teraz, kiedy dopiero się o niej dowiedziałaś.
       - Co się stało?
       - Pokazywałem Ci jak płonę, a wtedy ty... Zgasiłaś mnie swoją wodą. Jak głupio by to nie brzmiało... Nie rób tego więcej. Ludzie w większości składają się z wody, nie możesz jej z siebie zabierać.
       Powoli zaczynałam przypominać sobie wszystko. Spojrzałam na Nathana i parsknęłam śmiechem. Trochę zbiło go to z tropu.
       - Na pewno wszystko dobrze?
       - Jesteś cały mokry. - Powiedziałam przez śmiech, a on lekko się uśmiechnął.
       - Rzeczywiście, to akurat poszło Ci całkiem nieźle... Jestem pod wrażeniem.
       - Jak długo spałam?
       - Kilka minut.
       - Niewiarygodne...
       Wyszłam z jego uścisku i wstałam. Lekko się zatoczyłam, ale Nathan był już za mną i mnie trzymał. Rozejrzałam się po dachu. Koc, świeczki, jedzenie... To wszystko wydawało się takie odległe i nierealne, a przecież to właśnie była rzeczywistość. To, a nie wulkan. Nie było żadnej spalonej kobiety, żadnego wiatru... Dlaczego więc wydaje mi się, że to właśnie to jest prawdziwe? Ocean, wulkan... To nie ma sensu. Wtuliłam się w Nathana, chyba trochę go to zdziwiło, ale zaraz potem objął mnie ramieniem i oprał brodę na mojej głowie.
       - Znów miałam ten sen. - Powiedziałam z twarzą w jego torsie, trochę się spiął. - Tym razem byłam w wulkanie, a ta kobieta nie była topielcem. Tym razem była czarna i spalona...
       Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał mi w oczy, znów był smutny, może nawet bardziej niż poprzednio.
       - Coś się stało? - Spytałam.
       - Nie, naprawdę świetnie się dzisiaj bawiłem. Niestety muszę już iść. - Odsunął się, włożył ręce w kieszenie i ruszył w stronę schodów. Przez chwilę stałam oniemiała.
       - Jak możesz?! Za każdym razem po prostu odchodzisz! - Wrzasnęłam. - Wtedy było to tylko nieuprzejme, ale teraz?! Tak zwyczajnie mnie tu zostawisz?! - Kiedy się nie zatrzymał, ruszyłam w jego stronę, byłam tak wściekła, że wydawało mi się iż płonę. Bardzo szybko znalazłam się blisko, złapałam go za rękę i obróciłam w swoją stronę. Syknął i wyrwał się z mojego uścisku, podnosząc rękę do oczu. Było na niej poparzenie o kształcie idealnej dłoni. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja patrzyłam na niego przerażona.
       - O boże! Czy to ja? - Wzięłam jego rękę i spojrzałam na nią, na szczęście oparzenie nie było zbyt poważne. Pobiegłam do koca i przyniosłam butelkę wody, po czym dosyć niepewnym ruchem wylałam jej zawartość na poparzenie. Nathan syknął z bólu.
       - Przepraszam, tak strasznie przepraszam! Jak to w ogóle możliwe? Tak mi przykro.
       - Cii... Nic się nie stało. - Nathan przyłożył mi palec do ust i  spojrzał głęboko w oczy, było w nich coś takiego... Nie umiem tego opisać.Takie cierpienie, ale byłam pewna, że nie ma nic wspólnego z ręką. Siedzieliśmy tak chwilę, aż zbliżył głowę do mojej i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.Gdy się odsunął byłam zawiedziona.
       - Przepraszam, nie powinienem... - Wstał i odwrócił się.
       Gdy zrobił już kilka króków w stronę wyjścia, wstałam, podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Zdawało się jakby promieniał, gdy złapał mnie i pocałował. Staliśmy tak kilka chwil całując się namiętnie. Ja z rękami na jego szyi, a on z dłońmi w moich włosach.


       - No wstawaj, to już dzisiaj! - Ktoś skakał po moim łóżku. Otworzyłam oczy, no tak Stella.
       - Co dzisiaj?
       - Nie wkurzaj mnie... Walentynki! Tylko mi nie mów, że zapomniałaś, bo będę musiała się Ciebie wyrzec...
       - Nie, nie zapomniałam... Która godzina?
       - 5.30
       - Co?! Dlaczego budzisz mnie o takiej porze? Ja rozumiem- walentynki, ale... 5.30?!
       - No co? Zapisałam nas do kominetu walentynkowego. Musimy tam pójść, posegregować prezenty i przydzielić ludzi do ich roznoszenia.
       - Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć? Poszłabym wcześniej spać.
       - A co robiłaś? - Spytała zaciekawiona i usiadła okrakiem na moich nogach. - Byłaś z Nathanem?
       - Może.
       - Jak wam idzie? Nic mi o tym nie mówisz.
       - Bo nie ma o czym.
       Spojrzała na mnie wymownie.
       - Byliśmy na kilku randkach. I tyle. Wielkie mi coś.
       - Do niczego nie doszło od kiedy okazało się, że należysz również do C?
       - Nie.
       - Co wy? Święci? Robicie coś dzisiaj? - Zawadziacko przygryzła wargę.
       - Nic mi o tym nie wiadomo. A ty i Jade? Skoro już jestem przesłuchiwana, to też chcę się czegoś dowiedzieć.
       Obejrzała się i zarumieniła. Po czym wstała z łóżka i z normalną sobie beztroską pobiegła do sibeie do pokoju.
       - No tak... Mnie to nic nie powie...
       Wstałam z łóżka i poszłam do garderoby. W chwili gdy kończyłam zakładać spodnie do pokoju wpadła Stella ze zdjęciem w ręku. Pokazała mi je. Widniał na nim biały koń. Stella zawsze była zakochana w koniach i uwielbiała na nich jeździć już od dzieciństwa. Niestety musiała z tym skończyć gdy posłano ją do Akademii, bo nie było tu żadnych koni.
       - Co to?
       - Idrys.
       Nic nie rozumiałam. Jaka Idrys?
       - Jade dał mi klacz. Idrys. Powinna przyjechać tu już dzisiaj.
       - Co? Dał Ci konia? I Vivian się na to zgodziła?
       - Najwidoczniej. Mogę go trzymać w starych stajniach. Wiesz, tych w lesie. Mam też zatrudnionego faceta do zajmowania się nią. To mój prezent walentynkowy.
       - To świetnie. Tak się cieszę. Jade się postarał.
       - No! Dalej ubieraj się, już i tak jesteśmy spóźnione. - Krzyknęła, ale czuć było, że ma naprawdę świetny humor.
       Gdy dotarłyśmy na patio, na którym wręczane miały być walentynkowe karteczki, które zostały przekazane komitetowi już wczoraj, Stella wpadła w organizacyjny szał. Patio było dosyć duże, na samym jego środku był mały ogródeczek, a po bokach drewniane ławeczki. Oprócz nas dwóch było tam jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Chłopcy przynieśli ze składzika samoprzylepne karteczki, po które na pierwszej przerwie mają zgłosić się wszyscy uczniowie. Karteczki służyły ludziom z komitetu w rozpoznawaniu osób, którym mają wręczyć prezent. Stella przyniosła mnóstwo świeczek i porozstawiała je wraz z Melanie (tą trzecią dziewczyną) po całym patio.
       - Okej. Eden, to dla Ciebie idealny czas by poćwiczyć swoją nową moc. Oprócz Ciebie nie mamy tu nikogo z grup C.
       - Jesteś pewna? Nie do końca nad tym panuję...
       - Nie marudź, tylko pracuj.
       Wywróciłam oczami, po czym zamknęłam je i skupiłam się na wszystkich świeczkach w pokoju, co nie było takie proste bo była ich ze sto. Nagle przepłynęła przeze mnie fala ciepła i już myślałam, że coś podpaliłam, ale nikt nie krzyczał, więc odważyłam się uchylić lekko jedno oko. Patio spowijał łagodny blask ognia, było naprawdę przytulnie, co przekonało mnie by otworzyć oczy.
       - No i widzisz? Czego tu się bać? - Spytała roześmiana Stella. - Okej trzeba ułożyć karteczki alfabetycznie, bo z mojego doświadczenia wiem, że wiele osób przychodzi sporo przed pierwszą przerwą, więc pewnie niedługo tu będą.
       Jak na zawołanie na patio weszli Jade z Nathan'em.
       - Witajcie moje piękne, wy już na nogach? - Spytał Jade siadając na stole z karteczkami, przetrząsnął ich kupę i po chwili przykleił sobie na t-shirt'cie nalepkę ze swoim imieniem.
       - Jak widać. - Stella podeszła do niego, zepchnęła go ze stolika i usiadła przy nim. - Mamy mnóstwo roboty.
       - Oj, bez przesady, musicie tylko posegregować karteczki...  - Jade przewrócił oczami, a w tym czasie Nathan podszedł do mnie i pocałował delikatnie w czoło na przywitanie.
       - Wszystkiego najlepszego kotku.
       - Dzięki.
       - Nie będziemy wam przeszkadzać. - Nathan spojrzał na Jade'a który po chwili z nie wesołą miną poszedł na nim i razem zniknęli za zakrętem.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 4

        Obudziłam się rano z przeświadczeniem, że coś się dzisiaj wydarzy.
        Długo leżałam w łóżku i rozmyślałam o tym, co to może być. W końcu podniosłam się na łokciech. Ciemność panującą w pokoju przerywał jedynie cienki promień słońca, który zdołał przedrzeć się przez kotary. Wyślizgnęłam się z łóżka, weszłam do garderoby i wzięłam kilka ciuchów, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Zazwyczaj pukałam, ale tym razem zapomniałam o tym kompletnie. Otworzyłam drzwi i buchnęła we mnie para i gorąc. Po chwili zobaczyłam w wannie całujących się Stellę i Jade'a.
        - O boże! - szybko odwróciłam wzrok i ruszyłam z powrotem do pokoju. - Przepraszam.
        Zatrzasnęłam drzwi, oparłam się o nie i osunęłam na podłogę. Schowałam twarz w dłoniech i parsknęłam śmiechem. Że też wcześniej nie zauważyłam, że coś Ich łączy?
        Ubrałam się w garderobie, związałam włosy w koński ogon, wzięłam książki i sama ruszyłam na swoją pierwszą lekcję.

        - To jest Eden Hunt. Jest w Akademii od tygodnia, ale niestety pierwszego dnia miała randkę z Gryzakiem, dlatego właśnie widzicie ją dopiero teraz. - Mówił Pan Cross. Nauczyciel praktyki (cokolwiek to było). Był wyjątkowo młody, wyglądał na około 20 lat. Od początku go polubiłam.
        Przez klasę przeszedł szum głosów mówiących (chyba) "cześć Eden", usiadłam w jakiejś ławce i rozejrzałam się po klasie. Była dosyć niezwykła. Ławki było poustawiane pod ścianami, a na środku klasy było mnóstwo wolnego miejsca.
       - No dobrze, pogrupujcie się, jak zawsze. - Powiedział Pan Cross.
       Wszyscy stali od ławek i ustawili się w cztery grupki. Niestety nie miałam zielonego pojęcia co przesądziło o akurat takim układzie. Zwłaszcza, że grupy nie były równe. Pan Cross przywołał mnie ręką.
       - Dziś będziesz tylko obserwować. Nie przeszłaś jeszcze testu, więc nie wiemy gdzie Cię przydzielić.
       - Jakiego testu?
       - Zobaczysz. - Odpowiedział tajemniczym głosem po czym znów zwrócił się do klasy. Ja usiadłam na jego biurku i przyglądałam się. - Okej, poproszę żeby grupa N wystąpiła. Okej, a teraz po kolei pokażcie co umiecie. Pochwalcie się nowej koleżance. Stella, może ty pierwsza?
       Grupa N była najliczniejszą ze wszystkich.
      Stella niepewnie wyszła z małej grupki i stanęła przede mną oblana rumieńcem. W końcu widziałyśmy się pierwszy raz od rana. Pan Cross wyjął spod biurka wiadro z wodą i postawił koło mnie. Zaczęłam zastanawiać się o co chodzi.
      Moje przyjaciółka zamknęła oczy i przez chwilę w klasie zaległa cisza i nic kompletnie się nie działo. Jednak po chwili, z wiadra zaczęła unosić się para i po chwili wypełniła całą salę. Byłam w szoku. Czy to naprawdę ona zrobiła?!
       Jeszcze kilka osób pokazało co potrafi, a ja siedziałam jedynie i patrzyłam sią na to wszystko z szeroko otwartymi ustami. Gdy zadzwonił dzwonek, Pan Cross kazał zostać mi jeszcze chwilę. Wyciągnął na biurko szklankę wody, świeczkę, kawałek materiału i zwiędły kwiat w doniczce.
       Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
      - Zamknij oczy. - Powiedział. - I wyłącz umysł. Po prostu przestań myśleć.
      Zrobiłam to co mówił, choć wcale nie było to proste. Gdy już zatopiłam się w swoim świecie, Pan Cross wyrwał mnie nagle z zamyslenie.
      - A teraz powoli otwórz oczy...
      Powoli przed moimi oczami znów pojawiła się klasa. Zachłysnęłam się powietrzem i na chwilę przestałam oddychać. Dookoła mnie wszędzie w powietrzu unosiły się kropelki wody. Spojrzałam na Pana Crossa. Wyglądał na zawiedzionego, jakby spodziewał się czegoś zupełnie innego.
      - W takim razie idziesz do grupy N.
      - Czy mogę już iść proszę Pana? Za chwilę mam następną lekcje...
      - Jasne idź. I nigdy nie mów do mnie "Pan"! Jestem Chase.
      - Okej... To do zobaczenia.

      Gdy kilka godzin później wróciłam do pokoju, byłam wykończona.Rzuciłam się na łóżko i leżałam bez ruchu aż ktoś zapukał do drzwi. Przeraziłam się. Nathan!
      Podbiegłam do lustra i ułożyłam z grubsza włosy, po czym biorąc głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
     - Jade?
     Wyglądał na zawstydzonego.
     - Hej... Przegrałem.
     - Co przegrałeś? - Byłam strasznie skołowana.
     - W marynarza... Graliśmy ze Stellą kto do Ciebie pójdzie. 
     Ahhhaa...
     - No i właśnie... Przegrałem.
     - Chcesz wejść? - Odsunęłam się, a on wszedł do środka i usiadł na brzegu łóżka.
     - No więc, dzisiaj rano...
     - Naprawdę nie musicie się tłumaczyć. Powinnam się wcześniej domyślić.
     - Jak to, wcześniej?
     - No... Wcześniej, coś między wami było.
     - Naprawdę? Bo my dopiero... Wczoraj.
     - Okej. Nie stresuj się tak, to ja. - Uśmiechnęłam się, a on odpowiedział tym samym i objął mnie ramieniem.
     - Dobrze, że to ty tu mieszkasz... A nie jakaś 12-latka.
     - To mogłoby być ciekawe...  
     Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
     - Nie przeszkadzam?
     Podniosłam głowę, w drzwiach stał Nathan i patrzył na nas wzrokiem, w którym było widać zaciekawienie, ale i trochę złości. Wstałam z łóżka, Jade zrobił to samo.
     - Właśnie przyszedłem wyjaśnić z eden pewną sprawę... Właśnię wychodzę. - I ruszył w stronę wyjścia, gdy już wychodził spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
     - O co chodziło? - Spytał Nathan, gdy Jade zniknął za drzwiami.
     - Nie wiem czy mogę Ci powiedzieć.
     - Jeżeli dotyczy to Jade'a to i tak mi powie.
     - No więc... Przyłapałam go dzisiaj ze Stellą w wannie.
     - Serio? - Zaśmiał się. - No nareszcie, ile można czekać. Pewnie też zauważyłaś, że coś tam iskrzyło. - Powiedział i zrobił kilka kroków w moją stronę.
     - Tak... - Spuściłam wzrok.
     - Ładnie wyglądasz.
     - Dzięki... Ty też nienajgorzej.
     - Jak się czujesz? A propos dzisiejszych nowości. Wszystkich.
     Podniosłam wzrok. Nie wiedziałam, że podszedł już tak blisko.
     - Trochę skołowana. To po prostu zbyt dziwne...
     - W której jesteś grupie?
     - N. Choć nie do końca pojęłam o co z nimi chodzi...
     - Wszystko Ci wytłumaczę, ale najpierw chciałbym Cię gdzieś zabrać.
     - Gdzie?
     - Niespodzianka. - Obrócił mnie delikatnie i zawiązał czarną chustkę na oczach.

     Gdy chustka wreszcie została zdjęta, zaparło mi dech. Byliśmy na dachu szkoły, ktoś hodował tu róże, które kwitły teraz na wszystkie możliwe kolory, wypełniając powietrze pięknym zapachem. Po środku tego wszystkiedo leżał koc, a na nim kieliszki, świeczki i jedzenie.
     - Wow! - Odwróciłam się do Nathana, uśmiechał się od ucha do ucha. - Umieram z głodu, wiesz.
     - To bardzo dobrze, bo mamy tyle jedzenia, że sam bym tego nie zjadł.
     Usiedliśmy na kocu, Nathan zerwał fioletową różę i dał mi ją. Była piękna. Po chwili zajadaliśmy się już kanapkami i śmialiśmy się.
     - Okej. Miałeś mi wszystko wytłumaczyć. Nie wymigasz się.
     - Nie zamierzam. Pytaj.
     - O co chodzi z tymi grupami?
     - No więc są 4: N, Z, B i C. W pierwszej są ludzie panujący nad wodą, w drugiej- ziemią, trzeciej- wiatrem, a w ostatniej ogniem. Najliczniejsza jest N, najmniej liczna- C.
     - A, w której ty jesteś?
     - C.
     - Czyli jesteś wyjątkowy.
     - Wszyscy jesteśmy.
      Chwila milczenia.
     - Powiedziałeś mi wczoraj, że to ty mnie znalazłeś. Może to zabrzmi głupio, ale wydaje mi sie, że zanim zemdlałam widziałam ogień. I on miał krztałt... Ludzki krztałt. To byłeś ty?
     - Tak.
     - Pokażesz mi?
     - Oby tylko nic się ode mnie nie zapaliło. - Wstał i odszedł kawałek od kwiatów i ode mnie. Obróciłam się na kocu i patrzyłam zaciekawiona.
     Nathan spojrzał mi w oczy i w tym samym momencie stanął w ogniu. Żywa pochodnia. Przeraziłam się, że coś mu się stanie. Niby wiedziałam, że to kontroluje, a jednak strach wziął górę. Chwilę później ze zdziwieniem patrzyłam jak z moich rąk unosi się para, po czym skrapla w powietrzu i już jako woda, wielką falą oblewa Nathana. Krzyknął ze zdziwienia, po czym zgasł i spojrzał na mnie. Był cały mokry. Poczułam się słaba. Ostatnie co pamiętam to, że Nathan zaczął biec w moją stronę.

     Stałam na skale. Pode mną było morze lawy, spojrzałam w górę i zdałam sobie sprawę, że jestem w środku wulkanu. Wychyliłam się i sporzałam na płynny ogień pode mną. Gdy to robiłam gdzieś pośród syków usłyszałm go. Ten głos. Obróciłam się i poszłam w tamtym kierunku.
     Czy chcesz poznać tajemnice, v
     które skrywa dom wśród traw? a
     Czy chcesz spotkać niewolnice, i
     która w celi tkwi od lat? v
     Czy chcesz znaleźć kamienicę, i
     która tajne przejście ma? n
     
     Zawendrowałam już całkiem daleko wgłąb wulkanu, byłam w wąskim korytarzu, gdy nagle ona się przede mną pojawiła. Tym razem nie była topielcem. Tym razem była czarna i zwęglona. Pachniała spalonym, zepsutym mięsem. Spojrzała mi w oczy i wtedy właśnie uderzył we mnie podmuch wiatru. Był bardzo mocny. Nie czułam bólu, ale wiedziałam, że się rozpadam, że ten wiatr rozrywa mnie na kawałki... Po pewnym czasie zniknęłam, rozsypałam się po skale.

-------------------------------------
Cóż... Miałam wstawić to we wtorek, ale do konkursu nikt się nie zgłasza, a ja nie mogę się doczekać co myślicie o tym rozdziale.
Bardzo proszę, żebyście komentowali jeśli przeczytacie, bo jak na razie mam dwóch czytelników co trochę mnie dołuje... Mam wrażenie jakbym gadała do ściany :(
Tak więc następny rozdział przy 8 komentarzach.
   


     
     


      
  

czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 3

       Spojrzałam na Nathana, ale nie zauważyłam żadnej łzy. Może tylko mi się zdawało?... Cisza trwała strasznie długo, przerywana  jedynie śpiewem ptaków na pobliskich drzewach. W końcu przerwał ją Jade.
       - Przecież to nie ma żadnego sensu, dlaczego wcześniej nie powiedziałaś nam, że tak zajebiście śpiewasz?
       Stella spojrzała na niego karcąco, po czym spojrzała na mnie i powiedziała, kompletnie ignorując jego wypowiedź.
       - Ta piosenka jest urwana. Na pewno nie było nic dalej?
       - Nic więcej nie usłyszałam. Reszta była zbyt niewyraźna...
       - Więc była jakaś reszta? Zastanówmy się... - Stella spojrzała na Nathana. - Mówiłeś, że jad wywołuje sny związane ze wspomnieniami danej osoby?
       Nathan podniósł głowę i przez chwilę patrzył mi  oczy. Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam w nich smutek.
       - Owszem. Zwykle dotyczą jakiegoś ważnego wydarzenia z przeszłości. Jakie to było wydarzenie? Nie wydaje się być szczęśliwe...
       - Nie mam pojęcia... - Powiedziałam zasmucona.- Nie pamiętam mojej przzeszłości. Nie pamiętam nic i jak dotąd jest to moje jedyne wspomnienie, o ile nim jest...
       - Tego możemy być pewni. Tak działa jad Olipulis Nepem. - Zobaczył, że wszyscy patrzymy się na niego z zaciekawieniem. - Gryzaka, jad Gryzaka. Tak się naprawdę nazywa.
       - Według mnie ta piosenka to mapa. - Powiedział nagle dotąd milczący Jade. - Pytanie tylko do czego prowadzi?
       - Do tajemnic domu wśród traw... - Powiedziałam szeptem.
       - Może twoja świadomość chce Ci przekazać jakąś wiadomość? - Powiedziała z entuzjazmem Stella. - Umysły ludzi naszego pokroju, to dosyć skomplikowane urządzenia...
       - Co masz na myśli mówiąc "naszego pokroju"? - Spytałam. - Wciąż nikt mi tego nie wyjaśnił.
       Czułam się odstawiona na bok, wszyscy wokół mnie wiedzieli co się dzieje, tylko ja nie miałam o tym żadnego pojęcia.
       - Wszystko zrozumiesz na pierwszej lekcji. Przez tę akcję z Gryzakiem nie miałaś jeszcze okazji na żadną pójść. Nam naprawdę nie wolno Ci mówić... Przykro mi. - Powiedziała Stella, a w jej głosie rzeczywiście słychać było smutek. - Alewracając do Twojego snu. Może to naprawdę mapa. Może Jade ma rację. Może powinniśmy odnaleźć to do czego prowaadzi? Tylko, nie...
       - Muszę iść. - Powiedział nagle Nathan i szybkim krokiem ruszył w stronę szkoły.
       Wszyscy patrzyliśmy za nim przez chwilę w osłupieniu. Pierwsza otrząsnęła się Stella.
       - To na czym skończyłam? A... Nie mamy wystarczająco dużo informacji, by cokolwiek zacząć. Potrzeba by nam było całej piosenki.
       - Chyba nie sądzisz, że to naprawdę do czego prowadzi? - Powiedziałam powątpiewająco.
       - Warto spróbować, przecież nic nie stracimy... No proszę! To może być przygoda, a tego właśnie nam potrzeba! Potrzebujemy przygody, bo inaczej umrzemy tu z nudów... Proszę, zgódź się!
       - Niby na co mam się zgodzić?
       - Na poszukanie tego domu, tej niewolnicy i tych tajemnic.
       - Czy wam też się wydaje, że każda kolejna linijka pokazuje jak znaleźć następną? - Spytał nagle Jade. Spojrzałyśmy na niego zszokowane. - No co? Wcale nie jestem takim idiotą jak myślicie, potrafię coś czasem wymyśleć...
       - Zgadzam się z Jadem. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale teraz... Najpierw mówią o tajemnicach, potem gdzie je znaleźć, potem kto nam pomoże... W następnej linijce będzie pewnie gdzie możemy znaleźć tę niewolnicę. O nie... To znaczy, że by znaleźć rzecz z pierwszej linijki, trzeba najpierw znać ostatnią... Potrzebujemy całej piosenki...
       - Czyli co? Mam dać się znowu pokąsać Gryzakowi?!
       - Wystarczy, żeby Cię podrapał... - Wtrącił Jade.
       - Może jest inne wyjście. - Stella spiorunowała Jade'a wzrokiem. - Musimy dowiedzieć się czegoś więcej o Gryzakach. Jak Nathan je nazwał?
       - Olipulis Nepem. - Powiedział Jade.
       - Jak ty to zapamiętałeś?
       - Jestem dostarczycielem informacji o wszystkim i wszystkich w szkole, myślisz, że udałoby mi się to gdybym nie był w stanie zapamiętać dokładnie, wszystkiego co usłyszę?
        - Okej, nieważne... Chodźmy do biblioteki, rozdzielimy się i poszukamy czegoś o tym stworzeniu.

       Dwie godziny później, siedziałam całkowicie wyczerpana na podłodze w bibliotece. Opierałam się o regał, dookoła porozkładane były różne książki, pootwierane, albo leżące na stosach. Po raz setny odgarnęłam włosy z czoła i związałam je w kok. Byłam już bliska darowania sobie tego wszystkiego.
       - Mam! - Usłyszałam wrzask Jade'a jakieś dwie alejki dalej, po czym karcący szept bibliotekarki, uderzenie i cichy syk Jade'a.
       Z niemałym wysiłkiem wstałam i poczłapałam w tamtą stronę. Stella siedziała już obok chłopaka i czytała mu przez ramię. Oboje wyglądali na równie wyczerpanych jak ja. Zwykle idealnie ułożone loczki Stelli były teraz w kompletnej rozsypce, rękawy były podciągnięte i nierówno wywinięte, a Jade wyglądał jakby właśnie wypluło go tornado. Usiadłam po drugiej jego stronie i spojrzałam na książkę trzymaną przez niego na kolanach. Na stronie był rysunek włochatego stworzenia z wielkimi pazurami i mnóstwem malutkich, ostrych ząbków. Wzdrygnęłam się, a moje ręka odruchowo powędrowała do blizny na szyi. Obok obrazka był tekst opisujący co zrobić, aby zabawa była jak największa...
       - Co to za książka? - Spytałam Jade'a.
       - Jakąś chwilę temu znudziło mi się szukanie i trafiłem na książkę o tym jak wywołać halucynacje i ogólnie znaleźć się na dobrej fazie niekonwencjonalnymi metodami. - Spojrzałyśmy na niego z wyższością. Co najzabawniejsze prawie w tym samym czasie. - No co? Uznałem, że to może być zabawne... Ale przejdźmy do sedna. Przeglądając ja trafiłem na to... - Wskazał książkę ręką.
       - Okej. Czytaj. - Zachęciłam go usadawiając się wygodniej.
       - "Jad Olipulis Nepem nie jest zabawą dla początkujących. Gdy dostanie się do krwioobiegu wywołuje sny, związane z naszymi wspomnieniami. Nie zawsze dobrymi, dlatego nie polecamy go osobą o słabych nerwach. - Jade zachichotał. - Aby go zdobyć..." bla, bla, bla... Teraz mnóstwo o tym jak złapać Gryzaka i jak zebrać jad... O jest! "Każde wspomnienie ma swój początek i koniec, niestety sny wywołane jadem Olipulis Nepem trwają dosyć krótko i rzadko kiedy mieści się w nich całe wspomnienie. Jednak jad pokazuje je całe. Jak to możliwe? Otóż, jad dostaje się w małej ilości do tkanek, skąd transportowany jest do mózgu. Nasz układ odpornościowy w końcu się go pozbywa, ale dopiero wtedy, gdy wyśnimy już całe wspomnienie..." To znaczy, że dopóki nie usłyszysz całej piosenki, nadal będzie Ci się to śniło. Niestety nigdy nie wiadomo kiedy konkretnie. Autor mówim, że snimy wspomnienie zazwyczaj po jakimś emocjonującym dniu, ale nie sprawdza się to zawsze, więc nie ma żadnej zasady.
       - Więc musimy po prostu czekać, aż znów Ci się to przyśni... - Powiedziała po chwili Stella. - A do tego czasu będziemy się nudzić...
       - Co tu robicie? - Spytał Nathan, który nagle pojawił się obok nas, nie słyszałam, żeby podchodził.
       - Szukamy informacji o Gryzakach. A ty? - Spytałam lekko zirytowana. Najpierw nas zostawił, a teraz zachowuje się jakbyśm nie mieli prawa tu być.
       - Dostałem karę i muszę pomagać w bibliotece. Dlatego musiałem wtedy iść. Przepraszam. - Miałam wrażenie, że ostatnie zdanie było zwrócone wyłącznie do mnie.
       - Chyba wybaczymy. - Powiedział Jade wstając i otrzepując spodnie, po czym pomógł wstać mnie i Stelli. Spojrzał na nią. - Wyglądasz okropnie...
       Stella walneła go lekko w żebra, po czym zaczęła poprawiać sobie włosy. My w tym czasie
sprzątaliśmy zrobiony przez nas bałagan. W pewnej chwili wraz z Nathanem sięgneliśmy po tę samą książkę. Spojrzał mi w oczy.
       - Wiem, że jest niedziela i jutro z pewnością czaka Cię wiele zajęć i trochę szoku, ale miałem pomysł, że mógłbym Ci to wszystko wytłumaczyć lepiej po lekcjach.
       - Co wytłumaczyć?
       - To czego dowiesz się jutro. O sobie, o mnie, o nas.
        Zaczerwieniłam się lekko.
       - Masz na myśli, dlaczego jesteśmy tacy wyjątkowi?
       - Dokładnie. Ja wiedziałem to od dzieciństwa, ty pewnie też, ale nic nie pamiętasz... Tak więc jutro mógłbym Ci to wszystko lepiej wytłumaczyć. Przyszedłbym jutro po Ciebie o 18 i pogadalibyśmy. Co ty na to?
       - Czy ty zapraszasz mnie na randkę?
       Byłam prawie pewna, że przez ułamek sekundy to na jego twarzy wykwitł rumieniec.
       - Można tak powiedzieć.
       - Zgoda. O ile oczywiście coś się nie wydarzy... Na przykład zaatakuje mnie wiwiórka, albo kot... Oby tylko ten ktoś znów mnie znalazł zanim się wykrwawię... - Zaśmiałam się cicho.
       - To ja Cię znalazłem. - Powiedział szeptem Nathan, wciąż patrząc mi w oczy. - Ale niech to zostanie naszą tajemnicą.

piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 2

        Włochate coś było coraz wyżej, czułam jak mnóstwo malutkich pazurków drapie moją nogę, po każdym nawet najmniejszym z zadrapań zostawał okropny, piekący ból. Sięgnęłam rękami w dół i próbowałam zepchnąć stwora, niestety bardzo szybko i zgrabnie unikał moich rąk, drapiąc mnie jeszcze bardziej. Czułam jakby moja noga stanęła w płomieniach, ale wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Z moje gardła znów wydarł się wrzask. Nogi ugięły się pode mną i osunęłam się na podłogę. stworzenie wykorzystało tę okazje i szybko przeskoczyło na moją prawą rękę i zaczęło iść w kierunku mojej twarzy, każdy jego krok odczuwałam jak cięcie mojej skóry rozgrzanym do czerwoności nożem. Pot lał mi się po czole i czułam się straszliwie wyczerpana. Ostatkiem sił wyciągnęłam lewą rękę i szybko uderzyłam w zwierze. Poczułam futro i usłyszałam jęk wściekłości. Stwór ugryzł mnie w rękę i szybko przeskoczył na szyję, w której zatopił swoje ostre jak igły ząbki. Uczucie to przypominało ukłucie strzykawki, która po chwili wstrzykuje w Ciebie środek uspokajający. Tyle, że ten środek miał postać płynnego ognia, a strzykawek było kilkanaście. Wszystko momentalnoie rozlało się po całym moim ciele. Stałam się bardzo senna i w momencie gdy moje powieki prawie się zamknęły i byłam pewna, że za chwilę umrę, tuż przede mną wybuchnął ogień. Przez chwilę wydawało mi się, że ma ludzką postać, a potem odpłynęłam.

        Śniła mi się woda. Byłam na środku wielkiego zbiornika z wodą. Trochę światła przebijało się przez taflę, sprawiając wrażenie, że głębina ma zielony kolor. Wokół mnie nie było nikogo, żadnych ryb, ludzi, ani roślin, tylko niekończąca się zielona przepaść. Włosy unosiły się wokół głowy i falowały lekko, przy każdym nawet najmniejszym ruchu. Nagle usłyszałam coś jakby śpiew, dobiegał z dołu. Obróciłam się więc w tamtą stronę i zaczęłam płynąć. Woda robiła się coraz ciemniejsza, ale śpiew nie ustawał. Z czasem zaczełam rozpoznawać pojedyncze słowa "tajemnice", "skrywa", "niewolnicę"... Po jakimś czasie, który wydawał mi się wiecznością usłyszałam pierwsze, w miarę sensowne zdanie: "Czy chcesz poznać tajemnice?V". Wyśpiewał je dzwięczny, dziewczęcy głos, który przyciągał mnie do siebie. Przyspieszyłam i usłyszałam kolejne zdanie "które skrywa dom wśród traw.a". Z początku nie miało to dla mnie żadnego sensu, ale później zrozumiał, że łączą się one ze sobą, tworząc pytanie. Znów usłyszałm słowa "czy chcesz spotkać niewolnicę?i" W chwili gdy je usłyszałam, tuż przede mną pojawiła się twarz kobiety. Poruszała bezgłośnie ustami. Była szaro-zielona, jak topielec. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami z niemym błaganiem o pomoc...
         I wtedy stanęłam w płomieniach. Nie czułam bólu, tak samo, jak nie potrzebowałam tlenu, by oddychać pod tą wodą. Czułam za to, że powoli znikam, umieram...

        Obudziłam się z krzykiem i odrazu usiadłam. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz bólu i poczułam jak ktoś delikatnie  powrotem kładzie mnie na łóżku. Usłyszałam kojący głos Stelli.
        - Nie wstawaj, nic Ci nie będzie, ale musisz leżeć i odpoczywać. Jad nie opuścił jeszcze do końca twojego ciała, a nie pomagasz w tym ruszając się.
        Otworzyłam oczy i po chwili, gdy obraz przestał być rozmazany zobaczyłam Stellę i Jade'a siedzących przy moim łóżku. Ale nie było to moje łóżko, tylko jakieś małe i białe łóżko szpitalne. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że owszem jestem w spitalnej sali. Do mojej prawej ręki, podłączona była długa rurka, a w niej płynęła moja krew, która wpływała do jakiejś maszyny, a po z powrotem wracała do mojego ciała przez inną rurkę, przyczepioną do mojej lewej ręki.
         - Jad?
        Po chwili wszystko sobie przypomniałam. Szukanie stołówki, ciemny pokój, stwora i ogień.
        - Jad tego stworzenia, które Cię zaatakowało. Uczniowie nazywają go Gryzak. Nie jesteś pierwszą jego ofiarą. Szkoła próbowała się go pozbyć już wiele razy, ale jest naprawdę sprytny i nie udało się go jeszcze schwytać. Zawsze siedzi w tej jednaj klasie, ale zwykle drzwi są zamknięte, dla bezpieczeństwa, dlatego nie przyszło mi do głowy, że mogłabyś tam wejść... Przepraszam, mogłam Cię ostrzec.
        - Dużo jest jeszcze takich Gryzaków w tej szkole? - Spytałam z ironią.
        - Jest tylko ten jeden, z tego co mi wiadomo... - Zaśmiał się Jade. A potem spoważniał. - Jak się czujesz?
       - Całkiem dobrze, już nie płonę... A właściwie jak mnie znaleźliście?
       - Ktoś Cię znalazł. Pewnie usłyszał jak krzyczysz... - Przy ostatnim słowie Stellę przeszły dreszcze.
        - Przydałoby się, dowiedzieć kto to był i podziękować mu...
       - Mogę poszperać jeśli chcesz. Na pewno coś znajdę, jestem w tym mistrzem. - Pochwalił się Jade.
       - Byłoby miło.

        Kilka dni później pozwolili mi wreszcze wyjść ze szpitala, ale nadal miałam przychodzić tam, gdyby cokolwiek się działo. Nawet gdyby bolała mnie głowa.
       Siedzieliśmy ze Stellą i Jadem w ogrodzie i czekaliśmy na Nathana, najlepszego przyjaciela Jade'a, który miał się z nami spotkać... Pół godziny temu...
       - Czy on zawsze się tak spóźnia? - Spytałam Jade'a, gdy już puściły mi nerwy.
       - Zazwyczaj to ja się spóźniam. Na pewno ma coś ważnego do zrobienia skoro go nie ma...
       - Witam, przepraszam za spóźnienie, coś mi wypadło.
        Obróciłam głowę w stronę głosu i przeżyłam szok. Wcześniej myślałam, że Jade jest niesamowicie przystojny, ale przy Nathanie nie było tego prawie widać. Przede mną stał wysoki, umięśniony brunet z niebieskimi oczami, kwadratową szczęką i ze specyficznym uśmiechem, który przesądził o tym, że od pierwszego wejrzenie się zauroczyłam... Z transu wyrwał mnie Jade podrywając się z miejsca, podchodząc do Nathan'a i klepiąc go po plecach na powitanie.
        - No nareszcie, zaczynaliśmy już myśleć, że nie przyjdziesz.
       - No coś ty, miałbym nie poznać słynnej Eden Hunt? - Podniósł głowę i spojrzał na mnie, po czym zrobił krok w moją stronę i musnął ustami moją dłoń. - Miło mi poznać, Nathan.
       Na moich policzkach pojawił się wielki rumieniec, na szczęście nigdy nie miałam problemu z mówieniem w takich momentach.
       - Mnie również, Eden.
       - Słyszałem, że padłaś ofiarą Gryzaka... Przykro mi.
       Nathan usiadł między mną, a Stellą, która uśmiechnęła się do niego niechętnie i lekko odsunęła, czego chyba nie zauważył.
       - Tak, ale na szczęście ktoś mnie znalazł. Szkoda tylko, że nie wiem kto, chciałabym mu podziękować...
       - Ciężka sprawa... Co Ci się śniło?
       - Słucham?
       - Gdy ugryzł Cię Gryzak. Jego jad wywołuje sny w jakiś sposób związane z naszymi wspomnieniami. Tylko czasem z dobrymi, a czasem ze złymi. Nie musisz mówić jeżeli nie chcesz oczywiście...
       - Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, że tak jest, myślałam, że ześwirowałam... - Zwróciłam się z lekkim wyrzutem do Stelli i Jade'a.
       - Nic o tym nie wiedziałam, Jade chyba też. - Stella spojrzała na Jade'a, który tylko przytaknął.
       - Dziwne, myślałam, że Jade wie wszystko...
       Wszyscy zaczęli się śmiać.
       - Śniło mi się, że jestem pod wodą. Usłyszałam śpiew i zaczęłam płynąć w tamtym kierunku.
       - Śpiew? - Spytała Stella. - Czyj?
       - Nie wiem. Pod koniec zobaczyłam jej twarz, miała zielone oczy i długie kasztanowe włosy... Tylko, że to był topielec. Była blado-zielona i miała fioletowe od zimna usta...
       Zapadła nagła cisza, którą w pewnym momencie przerwał Nathan. Już się nie uśmiechał, a w jego oczach widać było złość.
       - Co śpiewała? - To pytanie mnie zaskoczyło. Innych chyba też. - Pamiętasz słowa?
       - Usłyszałam dokładnie tylko trzy zdania, nie do końca miały one sens. Każde z nich było zakończone jakąś literą, która nie miała żadnego sensu.
       - Ale co kokretnie śpiewała?
       Zastanowiłam się przez chwilę, po czym zamknęłam oczy i zaśpiewałam to co zapamiętałam.
       - Czy chcesz poznać tajemnice, v
         które skrywa dom wśród traw? a
         Czy chcesz spotkać niewolnicę? i
       Gdy otworzyłam oczy wszyscy prócz Nathana wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem.
       Wydawało mi się, że w kąciku jego oka zobaczyłam łzę.

-------------------------------------------

Następny dodam przy 6 komentarzach. Jest już w produkcji, ale nie wstawię go dopóki nie będę miała pewności, że choć kilka osób to czyta :)

środa, 28 marca 2012

Rozdział 1

        Obudziły mnie promienie słońca. Leżałam na wielkim łóżku, w wielkim pokoju. NIe pamiętałam dosłownie nic, prócz kilku najważniejszych rzeczy.
        Nazywam się Eden Hunt, mam 17 lat, długie ciemno-rude loki i zielone oczy.
        I to by było na tyle. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że przy wszystkich oknach są ciemne, ciężkie kotary, jedna z nich była odsłonięta, a przy niej stała wysoka, blada jak kreda brunetka z talią osy i patrzyła na mnie z uśmiechem.
        - Witaj Eden.
        - Kim jesteś? - Spytałam podnosząc się na łokciach i przecierając dłonią zaspane oczy.
        - Jestem Vivian. Dyrektorka tej szkoły.
        - Szkoły?
        Rozejrzałam się raz jeszcze, pokój stanowczo nie wyglądał na pokój w szkole z internatem, raczej jak sypialnia w wilekiej Kalifornijskiej willi.
        - Tak. Jesteśmy w Akademi dla Specjalnie Uzdolnionych. 
        - Jak się tu znalazłam, nic nie pamiętam.
        - Kilka dni temu dostaliśmy wiadomość o miejscu twojego pobytu. Szukaliśmy Cię od kilku lat. Zazwyczaj nasi uczniowie przychodzą tu gdy mają lat 12, jednak ty byłaś poza naszym zasięgiem przez bardzo długi czas.
        - Dlaczego mnie szukaliście?
        - Nie pora na to. - Ucięła Vivian, a jej matczyny uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. - Ubierz się lepiej. Ominęłaś 5 lat zajęć, trzeba to nadrobić.
        - Ale jak...
        Jednak ona zniknęła już za drzwiami, które jak podejrzewam prowadziły na korytarz. W pokoju był jeszcze dwoje drzwi.
        Wstałam i otworzyłam pierwsze z nich. Wypadła zza nich drobna, blondwłosa dziewczyna, odsunęłam się w porę, więc wylądowała na podłodze. Tak gdzie wcześniej stała, była łazienka, a dokładnie po drugiej jej stronie, kolejne, lekko uchylone drzwi, prowazące do bardzo jasnego pokoju.
        - Boże, przepraszam! - Powiedziała dziewczyna wstając z podłogi i otrzepując kolana.- Jestem Stella i jestem twoją współlokatorką... - Dodała, a gdy zobaczyła moją zdziwioną minę na jej policzkach wykwitły rumieńce. - Dzielimy łazienkę... Przeprasza, podsłuchiwałam, wszyscy tu o tobie gadają, myślałam, że może czegoś się o Tobie dowiem...         
       - Wszyscy o mnie gadają? Gdzie?
       - Tutatj, w akademii... Jesteś jedyną osobą w historii, której udało się uciec przed szkołą. - Zaśmiała się - Jesteś legendą. Miło mi wreszcie Cię poznać.
       - Mi Ciebie też. Vivian powiedziała, że muszę nadrobić 5 lat nauki... Przecież to niemożliwe...
       - Dla zwykłych ludzi może i nie, ale skoro tu jesteś, to się do nich nie zaliczasz.
       - Co?
       - Wszystko odkryjesz w swoim czasie, takie są zasady Akademii, nie mogę Ci nic powiedzieć... Ale mogę Cię oprowadzić, jeśli chcesz. - Rozpromieniła się. - Znam tu każdy kąt, jestem najlepszym przewodnikiem jaki mógł Ci się trafić!
       Spojrzała na mnie od góry do dołu.
       - Ale najpierw lepiej się umyj i przebierz, bo jeśli wyjdziesz tak, to z góry będziesz towarzysko skreślona...
       Spojrzałam na siebie i prawie krzyknęłam. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?! Miałam na sobie długie jeansy, podarte, całe w błocie i zakrzepniętej krwi. Z bluzką było podobnie, nie dało się powiedzieć jakiego wyjściowo była koloru. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Już nie byłam ruda, moje włosy były czarno-brązowe i posklejane pod dziwnym kątem. Chyba nigdy wcześniej nie wyglądałam tak żałośnie. A przynajmniej miałam cichą nadzieję, że nie wyglądam tak zawsze.
       - Och! - Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
       - Właśnie... Tak więc zostawię Cię samą na jakiś czas. Zapukaj do mnie gdybyś czegoś potrzebowała. - Powiedziała Stella i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do jasnego pokoju.
       Usiadłam na skraju wanny i odkręciłam wodę. Zdjęłam z siebie wszystkie ciuchy, bielizna też do niczego się już nie nadawała. W szafce na ścianie znalazłam ręczniki.
        Chwilę później stałam już przed lustrem w ręczniku i rozczesywałam mokre włosy, gdy usłyszałam harmider w pokoju Stelli, jakby się z kimś kłóciła. Po chwili drzwi do łazienki się otworzyły i wparował przez nie rozbawiony chłopak. Miał ciemne blond włosy i chłopięcą urodę, do której mimo wszystko pasowało jego umięśnione ciało. Za nim wbiegła Stella i spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
       - Przepraszam za niego, jest kompletnie nie wychowany! Jade, wynoś się stąd. - Dodała próbując wypchnąć chłopaka z łazienki, jednak równie dobrze mogła przesuwać ścianę. Chłopak spojrzał na nią rozbawiony i potargał jej delikatnie jej krótkie blond loczki.
       - Stell, dobrze wiesz, że nie jesteś w stanie mnie do niczego zmusić... - Podniósł ją w talii i postawił za sobą, po czym odwrócił się do mnie, ukłonił i powiedział. - Jestem Jade. Miło mi poznać legendarną Eden.
       Stałam kompletnie osłupiała i wpartywałam się w tę niecodzienną scenę. Po chwili chłopak podniósł wzrok i zobaczywszy moją minę zaczął się śmiać. Próbował coś powiedzieć, ale nic nie zrozumiałam, dopóki się nie uspokoił.
       - Przepraszam, że tak wtargnąłem, ale gdy usłyszałem, że jesteś współlokatorką Stell po prostu nie mogłem się powstrzymać przed byciem drugą osobą, która Cię zobaczy. - Uśmiechnął się - Wyglądasz inaczej niż pamiętam... - Dodał po chwili.
       - Co chciałeś przez to powiedzieć? Skąd mnie pamiętasz? - Obudziłam się z zamyślenia.
       - Ze zdjęć, oczywiście... - Powiedział po chwili pełnej napięcia ciszy. W tej odpowiedzi było coś dziwnego.
       - Jakich zdjęć?
       - Do szkoły zapisują Cię rodzice, gdy masz 4 lata. - Powiedziała Stella, której wreszcie udało się z powrotem wejść do łazienki. - Zwykle przysyłają Vivian zdjęcie dziecka. Wszystkie zdjęcia są w księdze pamiątkowej. Każdy uczeń może je obejrzeć.
       - Dokładnie. - Przytaknął Jade. - Twoje przykuwa uwagę, byłaś rozkosznym dzieckiem...
       Znów wybuchnął śmiechem. Spojrzałam na Stellę, która przewróciła oczami dając mi do zrozumienia, że "on tak zawsze".
       - Zabiorę go stąd, a ty się ubierz.
       - Nie mam za bardzo w co...
       - No będzie zabawnie. - Powiedział Jade przez łzy, trzymał się za brzuch i nie mógł przestać się śmiać.
       - No to mamy problem... - Powiedziała Stella, kompletnie ignorując zachowanie chłopaka. - Pewnie mamy ten sam rozmiar, ale tak się składa, że wszystkie moje rzeczy, prócz dodatków są w pralni... - Zaczęła się zastanawiać. Stała tak chwilę, aż jej wzrok padł na, bliskiego już uduszenia, Jade'a. - Zdejmuj tą koszulę. - rozkazała mu natychmiast, a on przestał się na chwilę śmiać.
       - Po co?
       - Bo Eden nie może chodzić po szkole w ręczniku. No już, zdejmuj.
       Jade'owi udało się już z grusza opanować, gdy był w połowie rozpinania guzików. Gdy podał koszulę Stelli, moim oczom ukazał się przepiękny, umięśniony brzuch. Starałam się jednak nie okazać, jak bardzo mi się podoba, bo była pewna, że gdyby zobaczył moją minę, znów wybuchnął by śmiechem.
Stella zniknęła na chwilę w swoim pokoju i wróciła z koszulą, brązowym paskiem na talię, leginsami i parą błękitnych trampek. Podała mi wszystko i siłą wywlokła Jade'a z łazienki.
      
        Po 40 minutach zwiedzania, mieliśmy za sobą mniej niż jedną ósmą szkoły. Byłam strasznie zmęczona. Usiedliśmy więc na ławce, przy fontannie przepięknego patio. Było ogromne, pachniało milionem różnych kwiatów, wszędzie przechadzali się inni uczniowie. Dopiero gdy tu wyszliśmy zdałam sobie sprawę, jak wielka jest ta szkoła. Choć przeszliśmy już niezliczoną liczbą korytarzy i weszliśmy po niezliczonej liczbie schodów i każdy metr według Stelli miał swoją własną historię, nadal nie miałam pojęcia jak ja się tu odnajdę. Zbliżała się pora obiadu. Stella i Jade poszli do stołówki, wcześniej tłumacząc mi jak do niej dojść. Ja musiałam jeszcze chwilę odpocząć, więc siedziałam na tej ławce i grzałam się w słońcu jeszcze dobre dziesięć minut po ich odejściu. W końcu uznałam, że starczy tego dobrego, wstałam i ruszyłam we wskazanym mi przez nich kierunku. Przy trzecim (chyba) z kolei zakręcie nie byłam już wcale taka pewna czy trafię. Po jakimś czasie stanęłam przed wielkimi drzwiami, szczęśliwa, bo tak właśnie opisywał je Jade. Otworzyłam je i weszłam do pomieszczenia za nim. Gdy przekroczyła próg, drzwi zatrzasnęły się za mną, pogrążając mnie w mroku. Spróbowałam je otworzyć, ale nie udało mi się wymacać klamki.
        Brawo, Eden! Zatrzasnęłaś się gdzieś i nikt nie wie gdzie jesteś...
       Moje rozmyślania przerwał cichy warkot. Szybko odwróciłam się w głąb pokoju i wytężyłam oczy. Warkot stawał się coraz głośniejszy, coraz bliższy. Towarzyszyło mu nieprzyjemne szuranie. Było całkiem ciemno i nie widziałam nawet swoich rąk. Nagle poczułam, że coś włochatego wspina mi się po nodze.
       Zaczęłam krzyczeć.


poniedziałek, 26 marca 2012

Prolog

        Zawsze miałam wszystko czego potrzebowałam, ale nigdy nie miałam tego czego naprawdę pragnęłam. Niczego prócz odrobiny wolności i wspomnień. No, przynajmniej tak było kiedyś... Wszystko zmieniło się jakiś czas temu, gdy nagle obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam niczego co wydarzyło się wcześniej, jakby nic wcześniej nie było, jakbym przespała ostatnie 17 lat.